Fotograf Kasia Dobosz
Joanna z pasją dzieli się wiedzą i wspiera rozwój innych, ze szczególnym naciskiem na wsparcie kobiet. Jest inicjatorką i prezeską Stowarzyszenia #EkspertkiRazem, stworzyła autorską definicję Ekspertki 4.0.
Od początku swojej drogi zawodowej związana z branżą bankową. Współtworzyła na polskim rynku nową jakość obsługi klienta i standardy zarządzania ryzykiem, pracując dla międzynarodowych instytucji finansowych.
Joanna ukończyła Szkołę Główną Handlową na wydziale Finanse i Bankowość oraz studia podyplomowe Business Intelligence. W 2017r. uczestniczyła w programie mentoringowym „Women in Tech – Disruption & Transformation” organizowanym przez Vital Voices Chapter Poland wraz z Ambasadą Izraela, w ramach którego odwiedziła ośrodki naukowe i akceleratory fintech w Izraelu.
Prywatnie spełniona matka dwójki nastolatków i szczęśliwa żona. Wegetarianka. Kocha śródziemnomorską pogodę, kuchnię i muzykę. Próbuje też swoich sił w tańcu flamenco.
KontaktNo właśnie – najtrudniejszy pierwszy krok i pierwsza litera... Zawsze tak jest z nami kobietami – już mamy pomysł, już myślimy, że jest świetny, już chcemy go ogłosić całemu światu, a tu dopadają nas wątpliwości... też tak macie? Najpierw miało być A jak ASPIRACJE, bo wydawało mi się, że każda Kobieta Pracująca MUSI mieć Aspiracje, najlepiej Ambitne (też na A). Ale jak tylko wzięłam się za pisanie, to już miałam tysiąc myśli: a może jednak nie, może się mylę, może nikt tego nie będzie chciał czytać... I w tej plątaninie myśli zrozumiałam, że pierwsza litera mojego subiektywnego alfabetu to będzie...
Akceptacja siebie oczywiście. Właśnie tak – my kobiety, a zwłaszcza Kobiety Pracujące, mamy ogromny problem z akceptacją siebie. Zaczyna się już w wieku dziecięcym upomnieniami typu: „bądź grzeczna”, „dziewczynce nie wypada”, „nie krytykuj starszych”, „mogłaś to zrobić lepiej”. System szkolny nie zmienił się od lat – zamiast pielęgnować i chwalić mocne strony i pasje, skutecznie wytyka niedostatki obszarach dalekich od zainteresowań. Wszechobecne media promują kanon piękna lalki Barbie i miłość jak z Harlequina (jeżeli ktoś nie wie, co to Harlequin, niech zapyta mamę albo Ninę Kowalewską-Motlik ;), a kolorowe gazety pełne są wywiadów z Kobietami Sukcesu, które jakimś cudem potrafią łączyć 14-godzinny dzień pracy w SuperFirmie z fitnessem, wychowaniem gromadki grzecznych dzieci i wspaniałym seksem z kochającym partnerem. I wtedy dopada nas ta refleksja, że nie mamy na imię Barbie (o figurze nie wspominając), ten facet obok nas to jednak nie jest Ken, znów przegapiłyśmy wywiadówkę u syna, a pies patrzy na nas z wyrzutem, bo zapomniałyśmy mu kupić tej cholernej puszki…. W pracy również Kobieta Pracująca szybciej dostrzeże sukcesy kolegów (i koleżanek), a o swoich powie najwyżej „tak jakoś samo wyszło…” Czyli – nie jesteśmy wystarczająco dobre…
No właśnie nie – jesteśmy FE-NO-ME-NAL-NE!!! Bo w tym zapracowaniu nie chcemy dostrzec najważniejszego: to my mamy czuć się dobrze ze sobą, swoim wnętrzem i w swoim ciele. I tylko od nas zależy, czy będziemy czuć się dobrze w swojej skórze. Jeżeli praca jest naszą pasją, nie czyńmy sobie wyrzutów z tego powodu szukając mitycznego „work-life balance” – nasze dzieci to widzą i to jest dla nich dobry wzorzec. Moja córka, gdy poszła do szkoły, zapytała mnie „Mamo, dlaczego ty nie odbierasz mnie po lekcjach tak jak inne mamy?”. Odpowiedziałam jej szczerze – „Bo mam pracę, którą kocham i która mi na to nie pozwala. Gdybym nie pracowała, nie byłabym szczęśliwa….”. I moja mądra córka powiedziała wtedy „To chcę, żebyś była szczęśliwa, i jak dorosnę też będę miała taką pracę!”. Ale jeżeli Kobieta Pracująca może i zechce zrobić sobie „przerwę” w biegu i poświęcić czas na dawno zapomniane pasje (albo zupełnie nowe – na przykład nauczyć się flamenco albo hiszpańskiego) to ma o tego prawo – pod warunkiem, że AKCEPTUJE te zmiany, że nie robi tego wbrew sobie. Możecie powiedzieć, że poczucie obowiązku i poczucie odpowiedzialności skutecznie pozbawiają nas szansy na swobodę wyboru – ale to nieprawda. To są najczęściej wymówki, którymi zasłaniamy się przed poważnymi decyzjami – bo nie chcemy konfrontacji z szefem, mężem lub dziećmi, lub nawet z samą sobą w lustrze.
Jest jednak w słowie AKCEPTACJA pewna pułapka – akceptacja siebie nie powinna nas powstrzymywać od pracy nad sobą w tych obszarach, które są dla nas ważne. Jestem jak najdalej od afirmacji w stylu „trudno - już taka jestem i się nie zmienię”. Świat wokół się zmienia, ludzie wokół nas się zmieniają – jeżeli zamkniemy się w ciepłym kokonie, to inni wyrosną na motyle, a my uschniemy…
Drogie Panie - zróbcie sobie dzisiaj rachunek sumienia i jutro rano spójrzcie w lustro. I powiedzcie do siebie głośno – „Lubię tą dziewczynę”. I codziennie rano przed pracą powiedzcie sobie jedną rzecz w której jesteście dobre – to może być pyszny makaron z łososiem i szpinakiem, albo cierpliwe słuchanie zwierzeń przyjaciółki, albo nawet zwinna jazda w korkach w godzinach szczytu. Niech to będzie dobry początek każdego dnia. I mojego ALFABETU oczywiście :)
Są takie słowa, które już na samym początku wywołują mieszane uczucia i na dobrą sprawę nie wiemy, czy mają negatywne czy pozytywne znaczenie. Takim właśnie słowem jest BAŁAGAN i BAŁAGANIARA – w pierwszej chwili wydaje się, że nie wypada nawet przyznawać się, że trochę nam się to słowo podoba… A przecież czasem lubimy mieć lekki nieład dookoła, czujemy się wtedy na luzie, swobodne i zrelaksowane. A po chwili uświadamiamy sobie, że w dzieciństwie ciągły „terror porządkowy” skutecznie zabił w nas spontaniczność. Wmawiano nam, że najważniejsze jest jak nas widzą i ocenią inni (……).
Ciekawość to pierwszy stopień do…..
No właśnie - o czym odruchowo pomyślałyście? Do piekła? Donikąd? Czy nie zastanawia was, dlaczego zarówno mitologia grecka, jak i biblia, opowiadają tę samą historię o kobiecie, która przez ciekawość sprowadziła na świat nieszczęście? Tylko w mitach greckich ta kobieta nosi imię Pandora, a w biblii nosi swojskie imię Ewa…. To oczywiście wyjaśnia, dlaczego zadawanie pytań i dociekanie odpowiedzi, nazywane ciekawością, nie zostało uznane za cnotę. Zwłaszcza w przypadku kobiet. Ale czy słusznie? Ja uważam, że stare przysłowie o ciekawości należy zdecydowanie sparafrazować i powinno ono brzmieć „Ciekawość to pierwszy stopień do (….).
Zaufanie jest trudne, bo ufając komuś pozwalamy mu w pewien sposób przejąć kontrolę. Ja bardzo długo nie pozwalałam sobie na zaufanie, wręcz wydawało mi się, że będzie to równoznaczne z okazaniem słabości, a na słabość Kobieta Pracująca nie może sobie przecież pozwolić. Chciałam mieć pewność, że w 100% kontroluję swoje życie (prywatne i zawodowe), chciałam wszystkie sukcesy zawdzięczać tylko sobie i nie dopuszczałam możliwości najmniejszej nawet porażki. Zapytacie - czy to działało? Do pewnego momentu (….)
Wystarczy, że napiszesz do autorki Joanna.Kaczynska@ekspertkirazem.pl lub skontaktuj się przez fb / instagram, a dostaniesz indywidualną dedykację.
z każdego egzemplarza 5,00 zł przeznaczone jest na cele statutowe Stowarzyszenia Ekspertki Razem